Felicja Piórkowska z domu Rolewicz – Mój Pamiętnik

Urodziłam się 14 czerwca w rodzinie rzemieślniczej, ojciec rzemieślnik i trochę rolnik. Rodzina składa się z trzech dzieci. Ja i dwie siostry. Mama nasza zajmowała się sklepem. Sprzedawała wyroby, które ojciec nasz produkował. Miał dwóch czeladników i pracownika do pomocy przy pracach rolnych innych. Mama miała też pomoc. Wszystko dobrze się wiodło do roku 1939. Już po moim przyjęciu do komunii Świętej wezwano ojca mego do wojska. Był w wojsku plutonowym w rezerwie. Od 1 IX 1939 r. Kiedy Niemcy napadli na nasz kraj zaczęły się duże przeżycia. Ja mając 10 lat zrozumiałam wszystko. Gdy uciekaliśmy przed nadchodzącym frontem spotkaliśmy się z naszym ojcem. Wraz z wojskiem musieliśmy uciekać stale pod kulami. Niemcy zajęli nas pod Warszawą w miejscowości Kiernoz. Do domu wróciliśmy pod koniec września. W październiku 1939 r. aresztowano naszego ojca. Po jakimś czasie został zwolniony, gdyż był potrzebnym miejscowym Niemcom w tym zawodzie. Lecz niedługo 10 kwietnia 1940 r. zabrano nam ojca i przez więcej niż rok nic nie wiedzieliśmy o nim. Po czasie tak długim napisałam list cenzurowany do obozu koncentracyjnego, gdzie był w Hamburgu, Oranienburg i Dachau. W maju w roku 1940 Niemcy chcieli aresztować naszą mamę, która uciekała w nocy do krewnych za Brodnicę. Nas dzieci, sąsiadka młoda dziewczyna przewiozła do babci. Teraz straciliśmy już wszystko cały dobytek rodziców, ale mamę się uratowało. Po czasie wróciliśmy na swoje, lecz nie na długo, bo znowu przywieźli samochodem tak zwanych besarabów -Niemców rosyjskich i nas wysiedlili. Teraz to już musiałam pracować u Niemców. 11 XI 1941 r. wrócił nasz ojciec do domu czyli został przywieziony nie mógł już chodzić i w samych jękach, miał kręgosłup uszkodzony przez bicie, które otrzymał w obozach. Miał trzy rany otwarte przez, które wyciekała ropa, żył w samych jękach i boleściach. Trudno było wysłuchiwać tych jęków w bólu żył i męczył się jeszcze 11 miesięcy. Wcale nie chodził te bicze otrzymywał za różaniec, który sobie schował do butów. Kazano mu podeptać różaniec jak go znaleźli. Nie zrobił tego to go nazwali księdzem i wmawiali mu żeby się przyznał. Bili go tak długo aż nie było gdzie bić uszkodzili mu całe ciało i kości Kręgosłupa, gdy się to wszystko obierało i ropa podeszła przebili mu nożem między żebrami przez te trzy rany nieustannie szła ropa i strasznie cierpiał. Myśmy małe dzieci nie mogli tego wytrzymać, a on cierpiał okropnie. Lekarza dla niego nie było gdyż był Polakiem z obozu koncentracyjnego. Tak się męczył do 6.X 1943 roku kiedy nastąpił zgon. Został pochowany w Rywałdzie Królewskim. My jako trzy siostry małe dzieci zostaliśmy z mamą, która też chorowała po tak ciężkich przeżyciach. Wysiedlenie, ucieczka przed aresztowaniem, strata całej posiadłości wraz z mężem, który był najważniejszym żywicielem i utrzymywał rodzinę. Po za tym, że nie mogła mu pomóc w cierpieniach sama też cierpiała i też chorowała. My dzieci nie mieliśmy żadnych środków do życia. Mamy rodzina jak tylko mogła to nam pomagała. Jeszcze nie ukończyłam 14 lat zabrano mnie do pracy od 18.IV 1943 roku 2 km od domu musiałam każdą pracę wykonywać nie tylko przy małych dzieciach, prać sprzątać, kopać ziemniaki łopatą, robiłam wszystko jak dorośli. Do mojej rodziny w ogóle nie wolno mi było iść. Byłam nawet bita i poniewierana gorzej niż zwierzęta. Od 15 VIII 1944 roku przeniesiono mnie na drugie gospodarstwo do Pahl Jakob na 20 ha. Tam pracowałam już od godziny 4 rano. Trzeba było krowy doić, wyrzucać obornik, świnie karmić, świnią ugotować ziemniaki, kury i inny drób. Na śniadanie gotowałam tak zwany zagraj. Po śniadaniu posprzątać i w pole na cały dzień. I tak to było co dziennie nawet w zimę, bo trzeba było drzewa wycinać i rżnąć zwykłą piłą do palenia. Z domu nie wolno było wychodzić, bo wieczorem też znaleźli pracę, obieranie ziemniaków na następny dzień, przebieranie fasoli i grochu. I przy tym byliśmy pilnowani przez pracodawczyni, która siedziała przy nas i robiła na drutach aż żeśmy skończyli. Nawet nie było wolno ze sobą rozmawiać. Byłyśmy we dwie dziewczyny i był jeszcze jeden mężczyzna, ale na kompanie do cukrowni go zabrano. Sypialiśmy na strychu pod zamknięciem. Choć jak był mróz ponad 28°C do przeszło 30 stopni. Jak zachorowałam to też musiałam pracować. Jak już się tak źle ze mną zrobiło, że trzeba było koniecznie lekarza to uciekałam do domu i z mamą pojechałam do lekarza. Jak już wróciłam to czekał na mnie niemiecki policjant i mnie zbił, choć miałam potwierdzenie o chorobie, to ich nie obchodziło. Bo Polak to gorzej niż pies. Przez to nabyłam się reumatyzmu, przez to ciężkie dźwiganie kręgosłupa choroba serca i inne, które do dziś bardzo cierpię. Jedzenie było też pod wydziałem, czasem jak ktoś z domu przyniósł mi coś do zjedzenia to trzeba było zaraz zjeść bo było tam takie robactwo, które wchodziło do żywności. Te robaki były na ścianach w wodzie na posadce, wszędzie. Pod koniec stycznia 1945 roku w bardzo mroźny dzień Niemcy zarządzili by uciekać razem ze służbą. Pakowali się na wozy by opuszczać gospodarstwa, my zaś z tą drugą dziewczyną uciekłyśmy nad jezioro tam były drzewa i krzaki. Jak już wyjechali poszłyśmy do swoich rodzin. Jednak nie wszyscy uciekli z Niemcami Komu się udało został na miejscu. Ale potem wojsko uznało nas za szpiegów i znowu były kłopoty, bo chcieli nas rozstrzelać. Na szczęście nie mieli za dużo czasu bo front nacierał. My Polacy siedzieliśmy w większych grupach w piwnicach, front był nad nami pociski padały Rosjanie przez długi czas byli w naszej wsi. Ponieważ przez 6 tygodni trzymał się front w górach Książęcych pod Grudziądzem. Tam Niemcy przedtem okopy zrobili i bardzo się trzymali. Do kopania okopów Niemcy wywozili przymusowo Polaków w każdą niedzielę już wczesną jesienią. Mnie też tam wywozili, a potem z powrotem do gospodarza.
Jak Rosjanie wkroczyli do wsi to nakazywali Polakom by bydło karmić, doić, prać musieliśmy, bo z frontu przywozili żywność i im też ją dostarczali Trzeba było nawet chodzić na tory kolejowe, bo tam poszerzali tory. Pod koniec marca 1945 r. nareszcie został Grudziądz wyzwolony całkowicie. Po jakimś czasie się stopniowo wszystko powoli się uruchomiło. Szkoła też zaczęła się i ja też do niej chodziłam by ukończyć szkołę podstawową. Już w tamtych latach odczuwałam bóle reumatyczne, musiałam się leczyć pobierając zastrzyki.
W roku 1945 zaczęłam pracę w sklepie pracowałam też w cukrowni na kampani. Uczyłam się na kursach zaocznie. W każdą niedzielę jeździłam do Grudziądza.